Na korytarzu już czekało na naszego egzaminatora pięciu garniturowanych (v obleku) studentów. Dołączyłem do nie złej paczki (skupiny). Czekaliśmy długo! W między czasie przyhodzili następni studenci, że chcą z naszym doktorem habilitowanym (docentem) porozmawiać. No dobra, niechaj idą przed nami!
Było tuż przed pół czwartą, a dopiero teraz się zjawił..egzekutor!:-) Zanim się wszyscy wymówili ze swoich potrzeb duchowych i zyskali podpisy do swoich indeksów, czy co w jego kancelarii robili..było przed pół 4:-( mnie się już egzaminu nie chciało, ale widziałem, że muszę wytrzymać..a przedemną jeszcze cała piątka ludzi.. i tak się złożyło, że dopiero 17:21 wszedłem do jego gabinetu..porozmawialiśmy z pół godziny i wstawił mi ocenę. Było dobrze. Jak z mała egzaminów mam dobre uczucia..to z niego miałem. Trochę szczęścia, ale udało się. Już w zeszłym tygodniu, kiedy zapytałem jednego studenta, jaki on jest egzaminator, to mi powiedział, że zazwyczaj zadaje pytania z wykładu, na którym nie było się obecny. No i u mnie też tak było:-) ale podczas wikendu douczyłem się nieco.. no a drugie pytanie było z lektury (četby). W sumie na egzamin czekałem 2,5 godziny:-)
Po egzaminie poszedłem prosto na kolacjo-obiad czy obiado-kolacje..nie wiem, jak ten posiłek nazwać..nie mniej mi smakowało...filecik po francusku z frytkami i sałatką:-)
Žádné komentáře:
Okomentovat